poniedziałek, 25 marca 2013

Co z tą wiosną?



Z pewnością nie jestem jedyną osobą,  która ma dość zimy i wszystkich atrakcji z nią związanych. Niekończące się choroby, zakatarzone  dzieci, siedzenie w domu i smutek za oknem. Od dzisiaj kończymy z narzekaniem i przywołujemy wiosnę kolorami  oraz dobrą zabawą. Mała Dziewczynka to niewyczerpany wulkan energii i przyznam, że zdarza mi się zostać daleko w tyle za jej pomysłami. Mała uwielbia malowanie, toteż  atrakcją dzisiejszego dnia była zabawa w pracowni małej malarki. Przygotowanie farb, pędzli, kubeczków z wodą i fartuszka  do „brudzenia” poszło bardzo sprawnie - przed nami malowanie motyli. Mała z ogromnym zaangażowaniem zajęła się pracą, ale po chwili usiadła, ręką podparła brodę  i nad czymś się zastanawiała. Jej twarz zmieniała się pod wpływem emocji,  popatrzyła na mnie filuternie i z „chochlikowatym” uśmieszkiem zawołała: Wiem, wiem, teraz nie będziemy malowały,  tylko „wodniły”. Cokolwiek to miało znaczyć, wzbudziło moje zainteresowanie, byłam ciekawa nowej techniki malarskiej, to mógł być przełom w malarstwie. „Wodnienie ”polegało na wlewaniu wody do farby plakatowej i tak przygotowanym roztworem należało kropić motyla wyciętego z fizeliny. Efekty  zadowoliły Małą Dziewczynkę i tak, barwne, wiosenne motyle dołączyły do dekoracji z wiosną w tle.
 




Za oknem zima, w kalendarzu wiosna, a u nas ciepło i kolorowo. Jutro planujemy kolorowe kwiaty z bibuły. Już się cieszę, bo odkryłam w sobie radość  tworzenia i z przyjemnością patrzę jak Mała jest szczęśliwa. 

To nasze świąteczne wyroby.  Ozdobiliśmy dom kolorowymi kwiatami  z bibuły, zajączkami i  jajeczkami z masy solnej.




Mała Dziewczynka postanowiła „napisować” książkę o wiośnie dla swojej koleżanki Helenki. Jeśli to początek wielkiej kariery, to mam pierwszy egzemplarz. Teraz dobrze się bawimy, czekając na wiosnę. 



P.S. Jeśli lubicie wiersze, to polecam żartobliwy tekst Jana Brzechwy,  my wykorzystamy do przygotowania domowego teatrzyku.

Przyjście wiosny - Jan Brzechwa

 Naplotkowała sosna,
 że już się zbliża wiosna.

 Kret skrzywił się ponuro:
 „Przyjedzie pewnie furą”.

 Jeż się najeżył srodze:
 „Raczej na hulajnodze”.

 Wąż syknął: „Ja nie wierzę.
 Przyjedzie na rowerze”.

 Kos gwizdnął: „Wiem coś o tym.
 Przyleci samolotem”.

 „Skąd znowu - rzekła sroka -
 Ja jej nie spuszczam z oka
 I w zeszłym roku, w maju,
 Widziałam ją w tramwaju”.

 „Nieprawda! Wiosna zwykle
 Przyjeżdża motocyklem!”

 „A ja wam to dowiodę,
 Że właśnie samochodem”.

 „Nieprawda, bo w karecie!”
 „W karecie? Cóż pan plecie?
 Oświadczyć mogę krótko,
 Przypłynie własną łódką”.

 A wiosna przyszło pieszo -
 Już kwiaty z nią się śpieszą,
 Już trawy przed nią rosną
 I szumią: „Witaj wiosno!”.

niedziela, 17 marca 2013

Zapach starej książki






Witam serdecznie i zapraszam na moją literacką półkę. Jestem miłośniczką dobrej, mądrej literatury dla dzieci, gdzie piękne ilustracje stanowią ozdobę tekstu.  Półki w księgarniach uginają się od różnorakich propozycji do czytania i oglądania, trudno jest przebrnąć przez wszystkie te pozycje i wybrać coś, czym zachwyci się wasze dziecko,  polubi wieczorne czytanie do poduszki i  samo zechce czytać. Dobra książka może stanowić inspirację do  twórczych zabaw, pomoże  rozwiązać trudny problem czy udzieli wsparcia dziecku podczas pierwszej wizyty  u lekarza. Pierwszą propozycją jest ponadczasowa książkaPlastusiowy  pamiętnik”, która od 1936 roku bawi, uczy, edukuje i śmieszy kolejne pokolenia czytelników.

Wydanie, które posiadam to połączenie doskonałego, choć nieco archaicznego tekstu Marii Kownackiej z pięknymi, współczesnymi  ilustracjami Artura Piątka. 




Takie połączenie  stanowi znakomity  przykład  symbiozy przeszłości z nowoczesnością. Bohaterem jest sympatyczny, wesoły i energiczny ludzik z plasteliny, który zamieszkał w drewnianym piórniku dziewczynki o imieniu Tosia. Plastuś, bo tak ma na imię, staje się obserwatorem i uczestnikiem przygód  uczniów pewnej klasy. 


Już widzę  zachwyt na dziecięcych buziach, kiedy tata przeczyta:
Ja mam duży, czerwony nos, odstające uszy i zielone majteczki. Wszyscy powiedzieli w klasie, że jestem śliczny. Tosia zrobiła mi ołówkiem oczy i zaraz zacząłem patrzeć na wszystkie strony, a jak Tosia przylepiła mi uszy to zacząłem słuchać, co się w klasie dzieje. I teraz wszystko widzę i słyszę, i mieszkam sobie w Tosinym piórniku. ‘’

Kochani, raz uruchomiona wyobraźnia nie da waszym maluchom spokoju, już pokochały Plastusia i od tej chwili wasz dom zamieni się w plastelinkowy świat. Będą lepiły, tworzyły kolejnych przyjaciół a tata będzie musiał zrobić drewniany piórnik, gdzie zaśnie nowy przyjaciel, zmęczony trudami zabawy. Jeśli dołączycie tę książkę do dziecięcego księgozbioru, z pewnością stanie się inspiracją do wielu twórczych działań. Plastuś zachęci wasze dziecko do malowania, szycia, dziergania, a  zabawna historia „O Klarci ze szmatki i o sukience w kwiatki” zainspiruje mamę i dziecko do tworzenia własnej kolekcji pięknych, szmacianych lal i kolorowych kwiatów: dzierganych lub klejonych. Tutaj już fantazja i wyobraźnia będzie działać cuda.


„Plastusiowy  pamiętnik” to  książka, przeznaczona dla małych i dużych, przykuwa uwagę dziecka a maluchy doskonale radzą sobie z jej odbiorem. Wyobraźnia dziecka potrafi wykreować  i  pokochać doskonały świat ludzika z plasteliny. Dobrze dobrany język, ciekawa historia z morałem, która zbliży pokolenie rodziców i dzieci.  

Polecam,
Niania Dzidzia

P.S.
Oto efekty naszego zauroczenia Plastusiem i jego przyjaciółmi.


Ta książka może również służyć do przytulania i usypiania maluchów.


niedziela, 10 marca 2013

Zimowe pisanki



Już był w ogródku,  już witał się z gąską”… - tak pięknie zapowiadała się wiosna. Cóż, kiedy  zima nie chce jeszcze odpuścić, a razem z nią wirusy, bakterie i inne paskudztwa.  Nasz Starszy Brat  przez kilka dni  leżał „powalony” gorączką i okropnym samopoczuciem. Mała Dziewczynka próbowała go pocieszyć, zabawiać , nawet pies włączył się do akcji ratowania zdrowia swojego opiekuna i dzielnie towarzyszył w chorobie. Kolejne dni  mijały na chorobowych atrakcjach, nowych lekach, terapiach,  wszyscy mieli dosyć, tylko choroba nadal trzymała się świetnie. „Proszę,  zróbmy coś, żeby wiosna już była, chcę być zdrowy”- zaproponował Starszy i wyczekująco popatrzył na mnie.  Bardzo bym chciała mieć czarodziejską różdżkę, którą można wyczarować piękną pogodę i inne dobre zjawiska. Tym razem musiałam poprzestać na propozycji wyczarowania wiosennych dekoracji z masy solnej. Dzieci ochoczo zabrały się do pracy. Starszy Brat z entuzjazmem przygotował produkty, a Siostra z aptekarska dokładnością,  ważyła, odliczała łyżki soli, mąki i wody.
Tu przepis, wielokrotnie sprawdzony, polecam:
1 szklanka mąki
1 szklanka soli
około pół szklanki wody (dolewam, aż będzie odpowiednia konsystencja)
Masę można zabarwić bibułą karbowaną namoczoną w  wodzie. Będzie dobra zabawa. Dzieci bawiły się doskonale: wałkowały, lepiły, wycinały.

Pojawiły się wiosenne motylki, kwiatki, zajączki, ptaszki. Nawet Starszy zapomniał o chorobie i był w siódmym niebie tworzenia. Kolejne dwa dni zajęło nam malowanie i przygotowanie dekoracji, ale warto było. 
U nas już wiosna zagościła na dobre i choroba  też odpuściła. Czarodziejska różdżka nie jest potrzebna, jeśli dzieci mają wiosnę w sobie. 
Pozdrawiam  zimowo-wiosenna Niania.