Zima nie jest moją ulubioną porą roku, chociaż potrafię dostrzec jej uroki. Tej zimy muszę zachwycać się nią codziennie. Mała Dziewczynka jest już coraz większa, przyzwyczajona do codziennych wędrówek i kiedy tylko mówię: ”Idziemy na spacer” - natychmiast zakłada buty i tak wystrojona, stwierdza stanowczo: ”Jestem już gotowa, idziemy”. To nic, że procedura ubierania w Ukochane Zimowe ubranka trwa kolejne pół godziny, już jestem w procesie wychodzenia na spacer. Teraz muszę tylko spróbować przekonać lub zachęcić, odwrócić uwagę czy, jak kto woli doprowadzić do zamiany butów z lewego na prawy, bo to gwarantuje sprawniejsze chodzenie i już prawie… idziemy. Zakładamy Ukochane Puchate ”LEMPICZKI, Rękawiczki” i jeszcze tylko: Wszechobecna Przytulanka, Zamęczony, Utrudzony Pies, kocyk, zapasowe ubranka i chwila szczęścia bliska… Kombinezonik założony, wychodzimy. Nieeeeeeeeeeee! Chcę kupkę, boli mnie brzuszek. Oczywiście, teraz twórczy proces rozbierania i znów ubierania, bo o rezygnacji z ”pacierowania” mowy nie ma. Znawcy mówią o rożnych technikach doskonalenia człowieka dorosłego, proponuję spacer z dzieckiem, to szkoła cierpliwości, tolerancji, spokoju i oczywiście wielkiej miłości. I tak każdego dnia. Rodzice, opiekunowie to dla naszego zdrowia i oczywiście zdrowia i szczęśliwego rozwoju malucha. Spacerujmy, jutro też jest dzień, dzisiaj już czas na odpoczynek. Proszę, jeśli macie sposób na oswojenie oporu niechcianych rękawiczek i innych spacerowych „bolączek” dajcie znać, bo jutro znów idziemy…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Archiwum bloga
-
▼
2012
(55)
- ► października (1)
Proces wychodzenia na spacer zimową porą trwa...i trwa...Matko, ile z tym zachodu?! Najgorsze, że mój synek już ubrany w kombinezon i buty chce wychodzić na własnych nóżkach. Jeszcze słabo mu idzie, ale do windy nie ma problemu. Tam wkładam mu czapkę, bo jest zajęty przeglądaniem w lustrze. Niestety na dole jest jedna wielka rozpacz jak wkładam go do wózka i zakładam rękawiczki. Chętnie bym z nim pospacerowała, ale po kilku krokach siada na ziemię i chce raczkować. Uff...
OdpowiedzUsuńKoszmar!
Katar leci z nosa, głos ochrypnięty, wyjść czy ie wyjść, przecież powinien się zahartować, co robić kiedy sumienie nie pozwala na wyjście na dwór a maluch stoi już ubrany z sankami w racze i mówi proszę, jestem już zdrowy mamusiu ubieraj buty...
OdpowiedzUsuńPowodzenia w procesie oswajania spaceru. Mam nadzieję,że wiosną będzie łatwiej,mniej ubierania.Raczkowanie na mrozie?tylko dzieci to potrafią.
OdpowiedzUsuńEwo,to ubieraj buty i jutro, dzisiaj już póżno,spacerujcie. Bartuś i tak nie odpuści.Konieczne cieplutkie ubranko.
OdpowiedzUsuńno tak, a jak się ma kilka par tych nieszczęsnych kombinezonów (co najmniej dwa:)), czapek, szalików, rękawiczek... i do tego musicie pocelować na głowy, ręce, nogi w ciągłym ruchu i wcale ten ruch nie jest zbieżny, a raczej mocno rozbieżny i nigdy nie wiesz z której strony wybiegnie...:) no! powrót do wagi sprzed ciąży szybki:) Zatem popieram apel: SPACERUJCIE!:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam organizację i szybkość ,tu jeszcze długa zima. Figura modelki gwarantowana.
OdpowiedzUsuń