wtorek, 22 listopada 2011

Coś do „miziania”

Po wielu zmaganiach z ubieraniem butów, kurtki,  szczęśliwie wyszłyśmy z moją Dziewczynką na spacer. Pogoda sprzyjała wędrówkom w pobliskim parku. Bieganie po alejkach pełnych szeleszczących liści, dotykanie smutnych drzew, poszukiwanie żołędzi i kasztanów wypełniało czas. Bawiłyśmy się wspaniale, trofea zebrane w parku przydadzą się  do „różnych psot”, kiedy  na dworze będzie bardzo zimno i zostaniemy w domu. Szczęśliwe wracałyśmy do domu kiedy obok nas, po ulicy, przejechał duży i głośny samochód. To, na pozór, nic nie znaczące wydarzenie wywołało całkowitą zmianę nastroju małej: płacz i przerażenie. Dorośli pomyślą, że to bzdura, a w malutkim serduszku spowodowało lawinę emocji. Miziu! Daj Miziu! Oczywiście miziu zostało w domu. Nic nie pomogło przytulanie,  odwracanie uwagi, tylko Przytulanka mogła ukoić smutek dziecka. Takie, czasami brudne, podarte, Wymęczone  Przytulanki wprowadzają w dobry nastrój, powodują poczucie bezpieczeństwa. My dorośli też mamy swoje rytuały dzięki którym czujemy się pewniejsi zaczynając nowy dzień, oswajamy strach, budujemy poczucie własnej wartości.
Kiedy dziecko jest zmęczone lub wytrącone z równowagi, może dzięki niezawodnej Przytulance poradzić sobie z emocjami i samo się uspokoić. Nie wyrzucajmy starych, szmacianych podartych, ale ukochanych Miziu, zawsze mogą się przydać, wprowadzą w bezpieczny świat dziecka. Moje maluchy noszą swoją bezpieczną przystań i są szczęśliwe. Kochani Dorośli! Czy macie ulubione amulety, talizmany, tak na wszelki wypadek…

Od tamtego zdarzenia Miziu jest z nami podczas wszystkich wypraw, też na wszelki wypadek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj...