wtorek, 4 października 2011

Coś z niczego i nie jest to przepis na zupę.

Powiecie niemożliwe, a jednak jak najbardziej wykonalne. Można wykorzystać cień. To tak, jak byśmy bawili się ze sobą.  Fascynujące uczucie. Teatr cieni istniał od wieków, szczególnie doceniali jego wartość Japończycy i Chińczycy, tworząc prawdziwe dzieła sztuki. Do takich prostych i pięknych zabaw zachęcała Dobranocka w dawnej telewizji, no może bardzo dawnej. Prowadzący, Jan Pijanowski (mam nadzieję, że jeszcze żyje) pokazywał zestawy zabawnych „cieniowych” postaci.  Rekwizytem  było prześcieradło lub ściana. Bohaterowie to ręce i nogi, które zręcznie udawały zwierzęta i rozbawiały nas do łez. Następnego dnia były inspiracją do działań w teatrze na podwórkowym trzepaku. Te pomysły są  ponadczasowe i możliwe do wykorzystania w każdym pokoleniu. Teraz stanowią doskonałe uzupełnienie zabaw z moimi maluchami. Dodaję do tego mój ulubiony wiersz Ludwika Jerzego Kerna „Cień”. W pogoni za własnym cieniem można spędzić bardzo radosne chwile. Mała Dziewczynka zachwycona moją interpretacją wiersza, próbowała dogonić samą siebie, łapała się za włosy, nos, klaskała. Musiała dokonać trudnego wyboru - kogo łapać: siebie czy siebie? Pies, którego można próbować złapać za „cieniowy”  ogon, też  stanowił ogromną atrakcję. Zachęcam do tych pięknych zabaw, bo dzieci będą szczęśliwe, a rodzicom zostaną miłe wspomnienia i zaoszczędzone pieniądze za kolejną  zabawkę „Made in China”. Bawcie się dobrze!

P.S. Na początek zabawy z cieniami polecam adres:
a potem zostanie tylko Wasza wyobraźnia. Powodzenia i miłej zabawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj...